W maju mam zaplanowane 3 wystąpienia publiczne, które w tym wpisie trochę zapowiem i jednocześnie zaproszę na całe wydarzenia. Oprócz tego podsumowuję szereg przemyśleń po bardzo intensywnej serii wystąpień kwietniowych.
We wtorek 9 maja moje wystąpienie otwiera serię spotkań zwinnej społeczności lubelskiej. Jej inicjator, Tomasz Serafin, odezwał się do agile247 w sprawie możliwej promocji wydarzenia i dołączenia ich do zakładki społeczności – dogadaliśmy się, że mogę wpaść do nich jako prelegent i pomóc rozkręcić pierwsze spotkanie. Spotkanie społeczności jest dla mnie idealnym momentem na to, by podzielić się moją wizją „prawdziwego agile”. Agile rośnie, coraz więcej osób ma coś z nim wspólnego, mało która firma nie przyzna się już że nie ma jakichś eksperymentów z tym podejściem, a jednak nadal na wskroś całego rynku widzę duży niedosyt. Agile często jest sprowadzany do pojedynczych praktyk, cargo cultu metod, a już szczególnie zapominany jest pierwotny sens Manifestu i 12 pryncypiów stojących za Manifestem. A tak naprawdę w moim zamierzeniu jakaś forma prezentacji czym tak naprawdę jest (może być) agile jest bazą do jak najszerszej dyskusji z uczestnikami, prowokowania ich i inspirowania.
17 maja dołączę jako prelegent do 4 edycji wydarzenia Agile Update organizowanego przez Andiego Brandta. Bardzo pasuje mi to, że wydarzenie jest skupione w tym roku na transformacjach agilowych, o których mam wrażenie że mogę coś opowiedzieć 😉 Zaproponowałem prezentację o 3 najważniejszych moich przemyśleniach na temat transformacji dużych organizacji, które zamierzam przytoczyć, udowodnić przykładami z mojej praktyki i może też wejść w jakąś dyskusję z uczestnikami. Myśli te są zawarte w tytule prezentacji „iteracyjnie, przyrostowo, do celu”.
Największe wyzwanie dla moich umiejętności (przygotowania się do) prezentacji publicznych będzie miało miejsce 30 maja w Pradze. Michal Vallo, organizator serii konferencji Agilia, dopiął swego i udało mu się zorganizować dedykowaną konferencję AgiliaPrague o agile w branży finansowej. Istnieje spora szansa, że uda się zebrać grono praktyków z podobnych do siebie firm i w skupionym kontekstowo gronie bardzo mocno przepracować i powymieniać się doświadczeniami na tematy aktualnie bardzo mi bliskie zawodowo. Ze swojej strony dołożę się do programu z prezentacją na temat tego, jak zaangażować całą organizację w toczącą się transformację zwinną. Z tego co widzę bardzo popularne w dużych organizacjach jest to, że zmiana inicjowana jest w jednej części firmy (najczęściej jest to IT) i jednym z kłopotów do przezwyciężenia jest wyjście do reszty „silosów” z propozycją włączenia się do toczącego się ruchu. Przytoczę przypadki działań, które zrealizowaliśmy w mBanku – zarówno te, które dały nam sukcesy jak i te, których efekty nas rozczarowały. Moim zamierzeniem jest dać bardzo konkretne przykłady tego, że „da się” i opowiedzieć to na tle toczącej się zwinnej transformacji. Zamierzone jest to, że będzie to w takiej kolejności, bo nadal nie jestem przekonany do takich prostych prezentacji na temat transformacji „ogólnie zrobiliśmy to tak”. Zobaczymy jak wyjdzie 😉
W tytule wpisu zapowiedziałem też refleksję na temat wystąpień kwietniowych, zrobię to w formule luźnych myśli w punktach:
- Najbardziej zadowolony jestem z tego, że dałem radę! Jak już zaplanowałem sobie tydzień, w którym w środę byłem w Łodzi, czwartek w Warszawie, piątek w Wielkopolsce, sobotę we Wrocławiu, niedzielę docierałem do Gdańska, po to by w poniedziałek wieczorem dotrzeć do Warszawy i czwartek wrócić do Wielkopolski…. ufff. A jeszcze w piątek wyjeżdżałem do długi weekend do Danii. Trochę zrozumiałem w mikroskali wpisy różnego rodzaju guru (np. Jurgen Appelo), którzy potrafią czasem podobnego typu rozpiskę wrzucić na Twittera (oczywiście oni wymieniają miasta z całego świata ;P )
- Dałem radę, ale chyba nie powinienem tak się szarpać – niestety takie spiętrzenie się wystąpień było wymagające fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza gdy pomnożyć to przez fakt, że założyłem sobie dość wysoko postawioną poprzeczkę – unikam prezentowania dwa razy takich samych prezentacji. Więc wszystkie trzy wystąpienia były zupełnie inne od siebie i unikalne w treści. Przygotowanie tych treści zajęło mi dużo czasu i energii i co gorsza – nie miałem aż tyle czasu ile bym chciał na to poświęcić, więc musiałem wyjść na te prezentacje przygotowany „good enough”.
- Część tematu nieprzygotowania się nadrabiam zawsze spontanicznością w trakcie wystąpienia, ale zwłaszcza z wystąpienia na NTPM nie jestem usatysfakcjonowany – jak słusznie zwrócono mi uwagę w feedbacku widać było, że czasem brakowało mi słów, jakimi chciałem wyrazić mój punkt widzenia na daną sprawę (a nie chciałem czytać slajdów, na których miałem tylko zapisane hasła, a nie całe treści).
- Najbardziej zadowolony jestem z wrocławskiego warsztatu na Agile on The Boat. Fajnie było widzieć zaangażowanych uczestników, prowadzić ich przez samodzielne generowanie wniosków i przepracowywanie jak można samodzielnie wykonać agilowe zamki i obrazkowy głuchy telefon. Szczególnie ucieszyło mnie to, że z tych ćwiczeń również grupy bardziej zaawansowane (a tak oceniłem średnią umiejętności na sali) również wyciągały z warsztatu wartościowe przemyślenia na swoim poziomie („jak robić dobrze agile” a nie „waterfall jest be”).
- Śmiesznie, bo nieplanowanie, wyszło „konkurowanie” z innymi prelegentami na II Project Management Forum. Dwaj bardzo popularni prezenterzy przede mną przekroczyli swój limit czasu każdy o 15 minut, a ja z góry założyłem, że mam prezentację poukładaną od najważniejszych do najmniej ważnych punktów i że mogę w dowolnym momencie ją przerwać i przeskoczyć do zakończenia. Dzięki temu mogłem zrobić dość pewniacki ruch z publicznym nastawieniem budzika w telefonie i obiecania uczestnikom, że na pewno nie przedłużę wystąpienia, niezależnie od rozwoju sytuacji. A sytuacja się rozwinęła, bo udało mi się wciągnąć publiczność w rozmowę w trakcie wystąpienia, co wygenerowało niespodziewane dla mnie kierunki wypowiedzi ale jednocześnie wyraźnie wydłużało czas potrzebny na pokazanie CAŁYCH slajdów. Na szczęście nie musiałem CAŁYCH 😉
- Mocna lekcja dla mnie na przyszłość to temat brandu osobistego. Na konferencji dla Project Managerów nie chciałem ryzykować i dałem wystąpienie dość generyczne – o tym, czym można się wzajemnie inspirować między PM i Agile. Z samego wystąpienia jestem zadowolony, ale niesmak (zwłaszcza przed konferencją) wywoływało we mnie to, że ja występuje z takim tematem dość ogólnym, a przede mną pojawia się ktoś, kto pozycjonuje się w ramach programu jako ekspert od transformacji. Na całe szczęście dla mnie jego prezentacja była ogólnospożywczym zlepkiem buzzwordów z bardzo luźnym związkiem z tym, jaki miał zadeklarowany temat, a mnie publika pytaniami zepchnęła do tego, żeby opowiedzieć trochę jak konkretnie zwinna firma może wyglądać i jak się zmieniać. I przynajmniej według jednego z feedbacków po wystąpieniu wyszło to fajnie, gdy na bardzo niespodziewane pytania sprawnie zakasałem rękawy i nurkowałem precyzyjną odpowiedzią w każde zagadnienie. W przyszłości chciałbym bardziej wprost skupiać się na tym, z czego chcę być znany – nawet kosztem bycia odrzucanym z programu danego wydarzenia.
- Lekcja marketingowa – w przygotowaniu prezentacji sporo energii zabiera mi „zrobienie” slajdów. Mam już wypracowany styl i wypróbowanych wiele podejść (jako zasadę wybieram jakieś fajne zdjęcie i krótki tekst, unikam obu skrajności – czyli samych zdjęć albo slajdów zawalonych tekstem). Wiem też niestety, że moją słabością jest kiepskie wyczucie estetyki, z zazdrością spoglądam na wszystkich tych, którzy mają piękne slajdy. Moje są w najlepszym wypadku poprawne, w moich oczach. Muszę znaleźć czas i dopracować się powtarzalnego szablonu prezentacji, dobrze przygotowanych slajdów otwierających i zamykających, dobrego layoutu (może własnego szablonu). To jest niby pierdoła, ale wiem, że gdybym miał lepiej przygotowany schemat, same zrobienie slajdów poszłoby mi szybciej. I często rezygnuję z próby poprawiania tego, co już mam, bo zazwyczaj po godzinie kończy się to powrotem do punktu startu, bez żadnych albo z mikrymi uzyskami za to ze stratą czasu. Co ma duże znaczenie przy założeniu, że występuje często i że staram się za każdym razem coś w nich zmieniać, miksować slajdy z kilku wystąpień albo robić treść zupełnie nową.
- Najważniejsze myśli z tej kampanii kwietniowej – ograniczać ilość wystąpień blisko siebie w kalendarzu, skupiać się na jak najbardziej interaktywnych formułach bo te mi wychodzą najlepiej i przy każdej okazji pielęgnować swoją markę osobistą, przekazując tematyką skupioną najmocniej na tym, co mnie wyróżnia.
Jedna odpowiedź do “Wystąpienia w maju i lekcje po kwietniu”