Poprzedni wpis był o tym, jak się przygotowuję do wystąpienia publicznego, ale chętnie podzielę się doświadczeniami z innego poziomu – jak podejść do tematu występowania, jak zacząć i gdzie zgłosić się po raz pierwszy. Tu akurat mam jednoznaczny komunikat – nie bądźcie mną 😉
Moje pierwsze wystąpienie publiczne było chyba najgorszym możliwym pomysłem pod kątem rozwijania swoich umiejętności. Wystąpiłem na konferencji ACE! – więc mówiłem jako kompletny nowicjusz do dużej publiki, po angielsku. Baaardzo wysoko postawiona poprzeczka i wysokie ryzyko spalenia się przed wystąpieniem albo zebrania dużej ilości negatywnych odczuć, które powstrzymają/oduczą nas od występowania w przyszłości. Pomogło, że nie byłem w tym utopiony sam (był ze mną Jacek Wieczorek), bardzo pomogło też, że miałem niesamowite wsparcie ze strony Allegro, które sfinansowało mi sesje przygotowawcze z Magdą Giec. Z perspektywy tego, co sam zrobiłem, jednak rekomenduję innym, by zacząć od niższego poziomu skomplikowania:
- mniejsze grono
- po polsku
- jak najprzyjaźniejsza grupa, może częściowo nam znana
- jeśli to możliwe – wystąpienie w parze z kimś, kto już występował publicznie
Takie punkty idealnie wypełniają społeczności lokalne i nie mogę przestać sugerować, by swoje pierwsze kroki wystąpieniowe skierować właśnie tam. W niektórych firmach (pewnie minimum średniej wielkości) dobrym pomysłem może też być wystąpienie wewnętrzne – na jakiejś sesji wymiany wiedzy, wewnętrznej konferencji albo zupełnie bez pretekstu – po prostu dla wszystkich chętnych, którzy zechcą nas posłuchać. Ryzyko niepowodzenia czy poziom stresu przed pierwszym wystąpieniem będą niższe, szansa na feedback za to jest większa. Warto zrobić jakieś świadome kroki, by sobie tą informację zwrotną zapewnić, poszukać jej, zapytać o nią. Z wystąpieniami publicznymi jest jak z wieloma innymi umiejętnościami – je po prostu trzeba ćwiczyć, próbować, powtarzać, eksperymentować z formą i treścią. Każde moje następne wystąpienie dawało mi kolejne lekcje i z perspektywy czasu na pewno dałbym radę każde z nich poprawić, ale nie ma potrzeby zbyt mocno wyrzucać sobie jakichś niepowodzeń czy niedoskonałości pierwszych prób. Każdy występujący kiedyś się uczył tego, robił to niedoskonale. Mało tego, większość uczestników naszej prezentacji wcale nie dostrzeże tych wszystkich błędów metodycznych (jak bardzo się przechadzamy, czy „eee” zawieszamy zdanie, co robimy z rękami i gdzie patrzymy), za to o wiele bardziej zainteresuje ich to, co mamy do powiedzenia. Zadbajmy o spełnienie potrzeby, zaintrygowanie i dostarczenie wartości odbiorcy, reszta jest względem tego wtórna, zwłaszcza gdy jesteśmy na początku naszej drogi.
Jak już przetrzemy się przez społeczność lokalną czy wystąpienie wewnętrzne w firmie, zbierzemy pierwsze doświadczenia, poczujemy co nam się sprawdza a co nie, warto poszukać czegoś trudniejszego. Może wystąpienia po angielsku (jak bardzo nie bylibyśmy płynni w obcym języku, stres wystąpienia publicznego bardzo obniża nam giętkość wyrażania myśli, serio), może wystąpienie do większej grupy (każdy ma swoje granice, dla mnie mówienie do grupy ~50 jest jeszcze ogarnialne w miarę prosto, jest szansa że zajrzę w oczy każdemu, grupy typu 500 osób to już jest nierozpoznawalny tłum, w którym zawsze się znajdzie ktoś znudzony, ziewający, wychodzący w trakcie, i o wiele trudniej wychodzi szukanie pozytywnej energii, uśmiechów, kiwania głową z akceptacją wśród publiki). W moim odczuciu takimi wydarzeniami średniego poziomu trudności jest na przykład 4developers (w temacie zwinności jest track „Soft Skills&Business Relations” prowadzony przez Michała Bartyzela) albo Agile By Example Light.
Nie polecam zaczynania wystąpień od konferencji największej skali – ABE, ScrumDays czy ACE. Ich parametry wyczerpują wszystkie aspekty trudności – po angielsku, do dużej publiki, z dużą konkurencją dobrych prelegentów w programie. I co ciekawe, z perspektywy rozwojowej wcale nie spodziewajmy się jakiegoś rozbudowanej informacji zwrotnej, uczestnicy takich wydarzeń są dość rozpieszczeni i mimo, że jest ich dużo, to konkretnych głosów na temat tego, co moglibyśmy poprawić dostaniemy niedużo a sucha ocena prezentacji niezbyt pomoże nam się usprawnić w przyszłości. Inna sprawa, że szansa na dostanie się na wydarzenie największej skali osoby zupełnie niedoświadczonej jest niewielka. Nie ma potrzeby interpretować takiego niezakwalifikowania naszego abstraktu jako sygnał, że wystąpienia są nie dla nas – po prostu organizator musi zbalansować między dawaniem szansy wszystkim a dostarczaniem zawartości konferencji na pewnym minimalnie przewidywalnym poziomie. Wystąpienia debiutantów mają wyższe ryzyko niepowodzenia, a ich duża ilość w programie może rzutować na ocenę całości, więc organizatorzy największych wydarzeń najczęściej decydują się na ograniczoną ilość osób niedoświadczonych w wystąpieniach publicznych. A jeśli jednak się zdecydujemy zacząć wystąpienia publicznego od wysokiego C i uda nam się zakwalifikować – mocno polecam porządne przygotowanie się, próbne wystąpienie przed jakimś mniejszym gronem, które przekaże nam feedback, a może skorzystanie z rad/wsparcia kogoś z naszego grona znajomych, kto ma większe doświadczenie w wystąpieniach. Ciekawym patentem może być też wystąpienie w parze z kimś doświadczonym. Porządne wystąpienie w parze wymaga jeszcze większego przygotowania niż indywidualne, przy założeniu, że robi się to fajnie a nie tylko dzieli się dużo wystąpienie na dwie połowy, w których dwie osoby mówią od siebie niezależnie. Wystąpienie u boku kogoś doświadczonego daje nam możliwość podpatrzenia trików tej osoby, a jeśli ta osoba jest dobra w tym co robi – prawdopodobnie udzieli się nam też część spokoju i sposobu na poradzenie sobie ze stresem. BTW – stres przed wystąpieniem będzie zawsze.
Przed wystąpieniami publicznymi, albo przed wypływaniem na szersze wody większych konferencji, warto sobie uporządkować kwestię „po co występuję”. I wcale nie sugeruję, że nie masz nic do powiedzenia, nie daj się pokonać swojemu własnemu impostor syndrome. Motywacja do występowania, refleksja nad powodami i celami, które chcemy osiągnąć, pomaga na poradzenie sobie ze stresem, znalezienie siły potrzebnej do przygotowania się, przezwyciężenie oporów do zgłaszania się na kolejne wydarzenia. Przygotowanie się do wystąpienia jest świetnym pretekstem do sesji coachingowej, przemyślenia sobie tego, po co chcemy coś zrobić. W moim przypadku bardzo ładnie mi się poukładało, gdy odkryłem, że mnie samego między innymi bardzo motywuje opinia społeczności profesjonalistów, nakręca mnie uznanie osób, które ja sam szanuje za ich profesjonalizm. By uzyskać takie uznanie, najłatwiej właśnie wyjść mi ze swojego pokoiku na zewnątrz, na świat, występować, pisać, dzielić się. W odpowiedzi na to uzyskuję dużo feedbacku, wzmacniającego mnie i ulepszającego. Miłym efektem ubocznym jest mocny brand osobisty (jeszcze o tym napiszę), sieć kontaktów, pojawianie się fajnych opcji do rozmów, prowadzenia warsztatów czy kolejnych wystąpień. Każdy będzie miał swój zestaw powodów do występowania, warto te swoje własne uświadomić. Nieoczekiwanym dla mnie samego efektem wystąpień było lepsze poznanie siebie (wystąpienie publiczne to ekstremalny test osobistych mocnych i słabych stron) oraz docenienie tego, że to co mam w głowie i to co robię w pracy jest wartościowe.